piątek, 28 lutego 2020

365 dni / Blanka Lipińska

    Kiedy po raz pierwszy widziałam w jakiejś księgarni internetowej okładkę 365 dni byłam przekonana, że to biografia. Nieznana autorka, twarz przystojnego mężczyzny na okładce. Pewna, że jest to powieść biograficzna kogoś zupełnie nieznanego, nie interesowałam się tą pozycją. A później pojawiła się druga część, której tytuł - Ten dzień - nijak pasował do opowieści biograficznej. Wtedy przeczytałam opis i wystarczyło mi porównanie do 50 twarzy Greya, żeby zupełnie stracić zainteresowanie. Każde zestawienie nowej powieści kobiecej z wątkiem erotycznym do 50 twarzy Greya zaczyna mnie męczyć. Czy nikt nie potrafi już napisać niczego nowego i wszystko musi być porównywane do erotycznej powieści, która choć stała się światowym bestsellerem, nie jest literaturą na najwyższym poziomie? Ale kiedy pojawił się zwiastun, postanowiłam jednak zapoznać się z treścią książki.

      W szybkim skrócie, książka opowiada o dwudziestodziewięcioletniej Laurze Biel, która razem z chłopakiem i przyjaciółmi wybiera się na tygodniowe wakacje na Sycylii. Na wyspie zostaje porwana przez przystojnego Włocha - Massimo, ojca sycylijskiej rodziny mafijnej, który grożąc jej rodzinie, oznajmia jej, że ma 365 dni na to, żeby się w nim zakochać. Wybrał akurat Laurę, ponieważ to jej twarz widział, kiedy kilka lat wcześniej cudem uszedł z życiem po kilkukrotnym postrzeleniu. Massimo więzi kobietę w swojej luksusowej willi, daje jej dostęp do wszystkich wygód i, choć na początku obiecał, że nie zrobi niczego bez jej zgody, usilnie stara się ją uwieść. Laura, która "bardzo" stara się nie ulec swemu seksownemu oprawcy, bardzo szybko ulega.

    Laura Biel jest okropnie irytująca, pusta, ciągle napalona i zupełnie pozbawiona instynktu samozachowawczego. Próbuje opierać się swojemu porywaczowi, ale na jego widok ślini się za każdym razem i po kilku tygodniach idzie z nim do łóżka, chociaż zastrzegała się, że nigdy tego nie zrobi. Godzinami mogłaby się przebierać, przesiadywać w spa i pławić w luksusie. Mam wrażenie, że jest odzwierciedleniem autorki, co jest już widoczne w jej inicjałach, a pogłębia się w radykalnej zmianie wyglądu - z ciemnych długich włosów na blond boba. Choć nie znam Blanki Lipińskiej i nie zamierzam jej oceniać jako osoby, przeczuwam, że z bohaterką jej książki łączy ja o wiele więcej. Massimo jest natomiast pełen sprzeczności. Wybuchowy i niebezpieczny, jednocześnie potrafi być bardzo opiekuńczy w stosunku do Laury, którą uprowadził, co samo w sobie jest zaprzeczeniem. I podobno jest szefem mafii, ale czym tak naprawdę się zajmuje? Ciągle jest tylko "Massimo musi pracować", "Massimo ma obowiązki", ale jakie to są obowiązki? Poza strzeleniem do kilku osób i tym, że wszyscy się go boją, bo wiedzą kim jest, nie bardzo wiadomo, co robi, podczas tych wszystkich wyjazdów. Ma kilka hoteli, restauracji i klubów, ale to nie czyni z niego mafiosa.

    365 dni to niezwykle irytująca książka. I nudna. Poza kilkoma bardzo oszczędnie opisanymi scenami konfliktów (gdzie zawsze chodzi o Laurę) i jednym marnym pościgiem na pół strony nie dzieje się nic, co wciągnęło by mnie w fabułę. Powieść ta miała być najbardziej erotyczną polską książką, lecz poza nieustanną chcicą głównej bohaterki i tym, że Laura i Massimo pieprzyli się jak króliki, muszę przyznać, że E. L. James poradziła sobie z tym zdecydowanie lepiej. Sceny seksu był opisane szczegółowo, ale w sposób, który zdecydowanie odrzuca, a nie fascynuje. Massimo, który mówi mówi, że ją kocha i będzie się o nią troszczył, jednocześnie jest brutalny i gwałtowny. Najbardziej, jednak zirytował mnie wątek miłości. Włoch, który wyjaśnia, że porwał Laurę, ponieważ ją kocha przeczy idei romantycznego uczucia. Lecz bardziej naciągane jest to, że bohaterka odwzajemnia miłość swojego oprawcy i nie wyobraża sobie życia bez niego, ledwie po trzech miesiącach. Gdzie te tytułowe 365 dni, skoro po niespełna kwartale już szykują się do ślubu? Zastanawiam się czy kobiecie takiej jak Laura, rzeczywiście zależało na ustatkowaniu się, a może po prostu nie chciała rezygnować z luksusu i sypiania głową mafii.

    Książka ta, jak się spodziewałam, nie należy do najambitniejszej literatury. Po sposobie pisania, nie trudno zorientować się, że to nie tylko pierwsza powieść Blanki Lipińskiej, ale też nie ma ona wykształcenia literackiego. Ale obecnie, niestety, każdy może pisać książki. Niektórzy nie rozumieją, że nie wystarczy pomysł, ważne jest to, w jaki sposób go przedstawimy. Każdy wątek poza seksualnym wydaje się naciągany. Autorka poświęciła bardzo dużo uwagi opisom każdego ubrania, które założyła bohaterka i każdy w jej otoczeniu. Podobnie było z pomieszczeniami i samochodami. Wszystko było najnowsze, najmodniejsze, najbardziej ekskluzywne. Nie znam się na motoryzacji, ale w każdym pojawiającym się aucie, (a było ich sporo) zamiast stacyjki są guziki. Język, jakim napisana jest książka, jest językiem potocznym. Autorka chciała wpleść kilka mądrych słów, które często się powtarzają. Szczególnie nadużywane jest słowo niebotycznie. Wszystko było niebotycznie wielkie, wysokie itd. Jednak najbardziej odstręczały mnie wulgaryzmy. Nadużywanie przekleństw w polskim kinie skutecznie mnie zniechęca, więc jeśli wulgarny język przenosi się również do literatury odstrasza mnie podwójnie. Podejrzewam, że część występujących w historii postaci, Blanka Lipińska opisała na podstawie znanych sobie osób, przez to ich zachowania wydają się dosyć autentyczne.

    365 dni to bardzo słaba powieść. Przeczytanie jej było dla mnie stratą czasu. Dlatego, tym bardziej nie rozumiem jej fenomenu. Widocznie wystarczy napisać książkę pełną seksu, żeby stała się bestsellerem. Jeśli przelanie na papier erotycznych fantazji, było dla Blanki Lipińskiej sposobem na dobycie sławy, niewątpliwie jej się to udało. Wiele literackich arcydzieł musi dekadami stać na półce nim doczeka się ekranizacji, 365 dni weszło na ekrany ledwie dwa lata od momentu pojawienia się na rynku księgarskim. Nie wiem, jaki jest film, ale książka jest zdecydowanie przereklamowana. Zakończenie zostało urwane w takim momencie, że czytelnik zastanawia się, jak rozwiąże się ta scena, jednak nie jestem jej, aż tak ciekawa, żeby męczyć się nad kolejnymi tomami. Gratuluję Blance Lipińskiej, udało jej się osiągnąć sukces i zrobić wokół siebie niemały szum, jednak nie polecam lektury jej powieści. 

wtorek, 18 lutego 2020

Misja 100 / Kass Morgan

Znalezione obrazy dla zapytania: misja 100    Ludzie od wieków marzyli, aby polecieć w kosmos. Kass Morgan przedstawia wizję, w której nie tylko jej się to udało, ale ich największym marzeniem jest powrót na ojczystą planetę i jej ponowna kolonizacja. 
    
    
 Po nuklearnej wojnie ziemia została spustoszona, a dalsze życie na niej stało się niemożliwe. Na ogromnym statku dryfującym w kosmicznej przestrzeni przebywa niewielka cząstka ocalałej ludzkiej populacji, nazywana Kolonią. W Kolonii panują surowe zasady. Każde najmniejsze wykroczenie karane jest śmiercią, a młodocianych przestępców skazuje się na Odosobnienie, gdzie czekają na ponowne rozstrzygnięcie ich win. Tylko, że od kilku lat nikt nie został ułaskawiony. Wszystko się zmienia, gdy Kanclerz sprawujący władzę w Kolonii rozkazuje wysłać setkę młodocianych więźniów na skażoną promieniowaniem od trzystu lat Ziemię, którzy mają sprawdzić, czy warunki na zielonej planecie się poprawiły i czy nadaje się ona do zamieszkania.

    Historia opowiedziana jest z perspektywy czwórki osób, może nie niewinnych, ale z pewnością niesłusznie skazanych na Odosobnienie. Clarke, oskarżonej o zdradę córce zgładzonych naukowców, która jednak najbardziej cierpi z powodu zdrady ukochanej osoby. Wells, syn Kanclerza, który, aby być ze swoją dziewczyną posunie się do wszystkiego, narażając życie wielu ludzi. Bellamy, chłopak, który wtargnął na pokład lądownika, aby towarzyszyć młodszej siostrze w podróży na Ziemię oraz Glass, dziewczyna, która wykorzystując odpowiedni moment, ucieka z lądownika, by po raz ostatni zobaczyć mężczyznę, którego kocha.



    Książkę czyta się bardzo szybko, choć akcja toczy się wręcz w ślimaczym tempie. Znaczna część historii skupia się na tym, co doprowadziło bohaterów do momentu, w którym się znaleźli, skupiając się bardziej na przeszłości niż teraźniejszych wydarzeniach. Grupa młodych ludzi, wysłana, aby na nowo zbudować życie na Ziemi, nie robi nic... ku przetrwaniu. Jedynie Bellamy poluje na zwierzęta, starając się zapewnić pożywienie reszcie grupy, która nie robi nic poza liczeniem kurczących się zapasów. Akcja przyspiesza dopiero pod koniec książki, kiedy wszystkie do tej pory niewyjaśnione sytuacje wychodzą na jaw. Historia kończy się w najbardziej wciągającym momencie, sprawiając, że czuje się niedosyt, bo akcja w końcu zaczyna się rozwijać. Choć początek nie był porywający, końcówka sprawiła, że z chęcią sięgnę po następny tom.

wtorek, 4 lutego 2020

Witam

       Kocham książki! Kocham je czytać, kupować, układać na półce, wyszukiwać nowych i o nich rozmawiać. Często jednak nie mam z kim o nich porozmawiać, a na temat każdej lektury mam jakieś przemyślenia. Założyłam tego bloga po to, żeby dać upust swoim opinią i podzielić się nimi z szerszym gronem czytelników i miłośników książek.
       
     Będę starała się publikować recenzje jak najczęściej. Nie będą to tylko najnowsze pozycje wydawnicze, również książki, które wyszły już z mody czytelniczej, chociaż będę się starała dodawać także recenzje książek, o których jest obecnie głośno. Na blogu mogą pojawiać się również moje opinie dotyczące ekranizacji książek. Książki i ich ekranizacje, które będę oceniać na blogu zostały wybrane według osobistych upodobań czytelniczych, które są dosyć szerokie. Najczęściej czytam fantastykę (zwłaszcza młodzieżową), thrillery, kryminały, biografie, klasykę literatury oraz obyczajówki i sporadyczne romanse. 

         Nie jestem profesjonalnym krytykiem literackim. Nie każdy też musi zgadzać się z moją opinią, ponieważ będę w swoich recenzjach będę wyrażała subiektywne przemyślenia dotyczące przeczytanych dzieł. Ostrzegam, że mogą pojawić się spojlery! Moim celem nie jest zniechęcenie nikogo do czytania konkretnych pozycji, ponieważ ile ludzi tyle opinii i ktoś może mieć zupełnie odmienne zdanie na temat książki, którą ja skrytykuję lub ocenię bardzo wysoko. Jeśli, jednak, ktoś po przeczytaniu recenzji, poczuje chęć sięgnięcia po lekturę, będzie mi bardzo miło :). 

        Oczywistym jest, że kto zakłada bloga i publikuje na nim posty, liczy, że zbierze jak największą liczbę czytelników. Nie jest to mój pierwszy blog (wszystkie poprzednie zostały usunięte), lecz przyznaję, że wcześniej nie byłam zbyt dobra w ich prowadzeniu. Wtedy brakowało mi doświadczenia i systematyczności. Mam nadzieję, że będzie inaczej. Nie liczę na to, że mój blog zmieni się w coś, choćby zbliżonego do Wielkiego Buka , ale postanowiłam, że jeśli przez najbliższy rok będę w miarę regularnie dodawać posty, a moja praca zostanie w jakimś stopniu zauważona, wtedy postaram się rozwinąć swoją stronę i spróbować przekształcić w bardziej profesjonalną.

      Pierwszy post, jaki pojawił się na tym blogu dotyczy pierwszej książki, którą w tym roku przeczytałam. Jest to mianowicie "Pacjentka" Alexa Michaelidesa; thriller, który zawiera wszystkie najlepsze cechy gatunku: wciągająca fabuła, niebanalni i realni bohaterowie oraz zaskakujące zakończenie, czyli to, co w dobrej książce (nie tylko thrillerze) najważniejsze. 

          Zapraszam do lektury i dzielenia się swoimi przemyśleniami. 

Oliwia 

Pacjentka / Alex Michaelides




         Prowadzenie swojego bloga zaczynam od pierwszej książki, którą przeczytałam w 2020 roku. Natrafiając na wzmianki o "Pacjentce" najczęściej spotykałam się z takimi opiniami jak: Najbardziej oczekiwany thriller roku 2019!, Genialny!, Doskonale napisany thriller. Bo cóż bardziej przyciąga czytelników niż pozytywne przymiotniki oznaczone wykrzyknikiem i zachwalające opinie czołowych autorów gatunku, umieszczane przez wydawców na okładce na okładce książki. To również mnie zachęciło do lektury "Pacjentki".

Tytułowa pacjentka to Alicia Berenson, ceniona malarka, szczęśliwa mężatka, która prowadzi z pozoru idealne życie. Dlaczego, więc pewnego wieczoru, gdy jej mąż Gabriel wraca do domu, strzela mu pięć razy prosto w twarzy? Wszystkie dowody wskazują jej winę, ale nikt nie wie, jaki miała motyw, ponieważ Alicia milczy. Swoje wyjaśnienie zawarła w namalowanym po morderstwie męża autoportrecie zatytułowanym Alkestis. Kobieta trafia do The Grove, szpitala psychiatrycznego, w którym sześć lat później zatrudnia się psychoterapeuta Theo Faber. Lekarz jest zafascynowany historią Alicii i śledzi jej losy od samego początku. Jako jedyny zadaje inne pytania. Zamiast dociekać, dlaczego zabiła męża, pyta artystkę, dlaczego milczy.

Historię Alicii możemy poznać z dwóch perspektyw : opowieści Theo, który poznaje ją jako odurzoną lekami pacjentkę szpitala psychiatrycznego oraz pamiętnika kobiety, który zaczęła prowadzić kilka tygodni przez zabójstwem męża. Wydaje się, że dowody świadczące o winie Alicii są niepodważalne. Znajomi i rodzina artystki nie mają wątpliwości, że to ona odpowiedzialna jest za zamordowanie Gabriela, lecz nikt nie zna jej motywu. Alicia milcz. Od chwili, gdy policja znalazła ją przy trupie męża, kobieta nie wymówiła ani słowa. Nie zaprzeczyła swojej winie, nie próbowała się bronić, nie złożyła żadnych wyjaśnień. Stopniowo poznajemy historię Alicii, którą dręczyły demony przeszłości i ciągła potrzeba czucia, że jest kochaną, czego brakowało jej w dzieciństwie. Z każdą chwilą jakiekolwiek wątpliwości czytelnika, czy może kobieta została wrobiona w zabójstwo męża ,znikają. Kiedy za namową Theo dawka podawanych jej leków zostaje zmniejszona, Alicia zaczyna przejawiać napady agresji, atakując personel i innych pacjentów szpitala.

Theo wciąż próbuje dowiedzieć się, nie tyle jaki był motyw popełnionej zbrodni, co dociec powodu milczenia Alicii. Stara się poznać, jaka była zanim dopuściła się mężobójstwa  co skłoniło ją do trzymania zamkniętych ust przez tak wiele lat. Spotyka się z osobami z jej najbliższego otoczenia, których nie było, aż tak wiele. Alicia była artystką cierpiącą na brak weny, która większość dnia spędzała samotnie w swojej pracowni próbując namalować kolejne dzieło. Theo drąży w przeszłości pacjentki, jednocześnie wyszukując najlepszych metod, które sprawią, że wreszcie przemówi. Usiłuje też dociec, dlaczego swój ostatni obraz Alicia podpisała Alkestis. Alkestis była tytułową bohaterkę dramatu Eurypidesa. Alkestis była kobietą, która umarła za własnego męża, który dzięki wstawiennictwu Apolla uniknął przedwczesnej śmierci, lecz aby zachować równowagę w świecie, ktoś inny musiał poświęcić dla niego życie. Kobiecie udało się powrócić z zaświatów, lecz wróciła odmieniona i nigdy więcej się nie odezwała. Theo szuka jakiegoś powiązania pomiędzy swoją pacjentką a bohaterką greckiego dramatu, innego niż milczenie.

Akcja toczy się powoli, napięcie narasta stopniowo. Z niecierpliwością czekamy, co wydarzy się dalej, gdy na jaw wychodzą kolejne tajemnice z przeszłości. Główny wątek poprzetykany jest zapiskami z pamiętnika Alicii Berenson. Opisuje swoje małżeństwo, nieidealne, ale nie nieszczęśliwe, towarzyszący jej brak natchnienia oraz problemy życia codziennego. Prześladuje ją także widmo wypadku sprzed lat, które odcisnęło piętno na jej psychice. Pojawiają się kolejni mężczyźni z życia Alicii, z którymi łączyły ją skomplikowane relacje. Z każdą stroną przybywa podejrzanych, a wina pacjentki wydaje się już taka oczywista. Również Theo przeżywa swoje własne dramaty. Rozpaczliwie próbuje sprawić, żeby Alicia przemówiła i wyjaśniła, co skłoniło ją do morderstwa, jednocześnie walcząc z demonami z przeszłości, które wciąż mu towarzyszą. Stara się też uratować swoje małżeństwo, któremu grozi rozpad.

Im bardziej zagłębiałam się w historię, tym bardziej nie mogłam doczekać się rozwiązania. Bliżej końca, gdy wszystko powinno się klarować, sprawa stawała się coraz bardziej zagmatwana, a podejrzanych przybywało z każdą stroną. Choć wyczuwałam w historii bohaterów pewne nieścisłości, nie mogłam dojść do konkretnych wniosków, aż do ostatnich stron, gdzie czekało wyjaśnienie, które nadało sensu niejasnym sytuacją. Przyznam, że zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło, a sam finał był jeszcze bardziej niespodziewany. Bohaterowie pozostali ze mną jeszcze przez kilka dniu po zakończeniu lektury. Wciąż na nowo przetwarzałam, jak potoczyło się życie bohaterów. Po przeczytaniu książki z nieoczekiwanym zakończeniem, najcudowniejszy jest moment, kiedy jeszcze raz analizujemy w głowie całą opowieść i dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie wydaje się oczywiste i nie dowierzamy, jak mogliśmy nie domyślić się tego wcześniej.

„Pacjentka” to debiutancka powieść Alexa Michaelidesa. Podobał mi się jego styl, lekki, a jednocześnie coraz głębiej wciągający w zawiłą opowieść. Nie zabrakło terminów psychiatrycznych, które autor przytoczył w sposób zrozumiały dla czytelnika nie wgłębionego w dziedzinę. Jak najbardziej polecam tę pozycję i czekam, czym jeszcze zaskoczy nas ten autor.