Kiedy po raz pierwszy widziałam w jakiejś księgarni internetowej okładkę 365 dni byłam przekonana, że to biografia. Nieznana autorka, twarz przystojnego mężczyzny na okładce. Pewna, że jest to powieść biograficzna kogoś zupełnie nieznanego, nie interesowałam się tą pozycją. A później pojawiła się druga część, której tytuł - Ten dzień - nijak pasował do opowieści biograficznej. Wtedy przeczytałam opis i wystarczyło mi porównanie do 50 twarzy Greya, żeby zupełnie stracić zainteresowanie. Każde zestawienie nowej powieści kobiecej z wątkiem erotycznym do 50 twarzy Greya zaczyna mnie męczyć. Czy nikt nie potrafi już napisać niczego nowego i wszystko musi być porównywane do erotycznej powieści, która choć stała się światowym bestsellerem, nie jest literaturą na najwyższym poziomie? Ale kiedy pojawił się zwiastun, postanowiłam jednak zapoznać się z treścią książki.
W szybkim skrócie, książka opowiada o dwudziestodziewięcioletniej Laurze Biel, która razem z chłopakiem i przyjaciółmi wybiera się na tygodniowe wakacje na Sycylii. Na wyspie zostaje porwana przez przystojnego Włocha - Massimo, ojca sycylijskiej rodziny mafijnej, który grożąc jej rodzinie, oznajmia jej, że ma 365 dni na to, żeby się w nim zakochać. Wybrał akurat Laurę, ponieważ to jej twarz widział, kiedy kilka lat wcześniej cudem uszedł z życiem po kilkukrotnym postrzeleniu. Massimo więzi kobietę w swojej luksusowej willi, daje jej dostęp do wszystkich wygód i, choć na początku obiecał, że nie zrobi niczego bez jej zgody, usilnie stara się ją uwieść. Laura, która "bardzo" stara się nie ulec swemu seksownemu oprawcy, bardzo szybko ulega.
Laura Biel jest okropnie irytująca, pusta, ciągle napalona i zupełnie pozbawiona instynktu samozachowawczego. Próbuje opierać się swojemu porywaczowi, ale na jego widok ślini się za każdym razem i po kilku tygodniach idzie z nim do łóżka, chociaż zastrzegała się, że nigdy tego nie zrobi. Godzinami mogłaby się przebierać, przesiadywać w spa i pławić w luksusie. Mam wrażenie, że jest odzwierciedleniem autorki, co jest już widoczne w jej inicjałach, a pogłębia się w radykalnej zmianie wyglądu - z ciemnych długich włosów na blond boba. Choć nie znam Blanki Lipińskiej i nie zamierzam jej oceniać jako osoby, przeczuwam, że z bohaterką jej książki łączy ja o wiele więcej. Massimo jest natomiast pełen sprzeczności. Wybuchowy i niebezpieczny, jednocześnie potrafi być bardzo opiekuńczy w stosunku do Laury, którą uprowadził, co samo w sobie jest zaprzeczeniem. I podobno jest szefem mafii, ale czym tak naprawdę się zajmuje? Ciągle jest tylko "Massimo musi pracować", "Massimo ma obowiązki", ale jakie to są obowiązki? Poza strzeleniem do kilku osób i tym, że wszyscy się go boją, bo wiedzą kim jest, nie bardzo wiadomo, co robi, podczas tych wszystkich wyjazdów. Ma kilka hoteli, restauracji i klubów, ale to nie czyni z niego mafiosa.
365 dni to niezwykle irytująca książka. I nudna. Poza kilkoma bardzo oszczędnie opisanymi scenami konfliktów (gdzie zawsze chodzi o Laurę) i jednym marnym pościgiem na pół strony nie dzieje się nic, co wciągnęło by mnie w fabułę. Powieść ta miała być najbardziej erotyczną polską książką, lecz poza nieustanną chcicą głównej bohaterki i tym, że Laura i Massimo pieprzyli się jak króliki, muszę przyznać, że E. L. James poradziła sobie z tym zdecydowanie lepiej. Sceny seksu był opisane szczegółowo, ale w sposób, który zdecydowanie odrzuca, a nie fascynuje. Massimo, który mówi mówi, że ją kocha i będzie się o nią troszczył, jednocześnie jest brutalny i gwałtowny. Najbardziej, jednak zirytował mnie wątek miłości. Włoch, który wyjaśnia, że porwał Laurę, ponieważ ją kocha przeczy idei romantycznego uczucia. Lecz bardziej naciągane jest to, że bohaterka odwzajemnia miłość swojego oprawcy i nie wyobraża sobie życia bez niego, ledwie po trzech miesiącach. Gdzie te tytułowe 365 dni, skoro po niespełna kwartale już szykują się do ślubu? Zastanawiam się czy kobiecie takiej jak Laura, rzeczywiście zależało na ustatkowaniu się, a może po prostu nie chciała rezygnować z luksusu i sypiania głową mafii.
Książka ta, jak się spodziewałam, nie należy do najambitniejszej literatury. Po sposobie pisania, nie trudno zorientować się, że to nie tylko pierwsza powieść Blanki Lipińskiej, ale też nie ma ona wykształcenia literackiego. Ale obecnie, niestety, każdy może pisać książki. Niektórzy nie rozumieją, że nie wystarczy pomysł, ważne jest to, w jaki sposób go przedstawimy. Każdy wątek poza seksualnym wydaje się naciągany. Autorka poświęciła bardzo dużo uwagi opisom każdego ubrania, które założyła bohaterka i każdy w jej otoczeniu. Podobnie było z pomieszczeniami i samochodami. Wszystko było najnowsze, najmodniejsze, najbardziej ekskluzywne. Nie znam się na motoryzacji, ale w każdym pojawiającym się aucie, (a było ich sporo) zamiast stacyjki są guziki. Język, jakim napisana jest książka, jest językiem potocznym. Autorka chciała wpleść kilka mądrych słów, które często się powtarzają. Szczególnie nadużywane jest słowo niebotycznie. Wszystko było niebotycznie wielkie, wysokie itd. Jednak najbardziej odstręczały mnie wulgaryzmy. Nadużywanie przekleństw w polskim kinie skutecznie mnie zniechęca, więc jeśli wulgarny język przenosi się również do literatury odstrasza mnie podwójnie. Podejrzewam, że część występujących w historii postaci, Blanka Lipińska opisała na podstawie znanych sobie osób, przez to ich zachowania wydają się dosyć autentyczne.
365 dni to bardzo słaba powieść. Przeczytanie jej było dla mnie stratą czasu. Dlatego, tym bardziej nie rozumiem jej fenomenu. Widocznie wystarczy napisać książkę pełną seksu, żeby stała się bestsellerem. Jeśli przelanie na papier erotycznych fantazji, było dla Blanki Lipińskiej sposobem na dobycie sławy, niewątpliwie jej się to udało. Wiele literackich arcydzieł musi dekadami stać na półce nim doczeka się ekranizacji, 365 dni weszło na ekrany ledwie dwa lata od momentu pojawienia się na rynku księgarskim. Nie wiem, jaki jest film, ale książka jest zdecydowanie przereklamowana. Zakończenie zostało urwane w takim momencie, że czytelnik zastanawia się, jak rozwiąże się ta scena, jednak nie jestem jej, aż tak ciekawa, żeby męczyć się nad kolejnymi tomami. Gratuluję Blance Lipińskiej, udało jej się osiągnąć sukces i zrobić wokół siebie niemały szum, jednak nie polecam lektury jej powieści.
Laura Biel jest okropnie irytująca, pusta, ciągle napalona i zupełnie pozbawiona instynktu samozachowawczego. Próbuje opierać się swojemu porywaczowi, ale na jego widok ślini się za każdym razem i po kilku tygodniach idzie z nim do łóżka, chociaż zastrzegała się, że nigdy tego nie zrobi. Godzinami mogłaby się przebierać, przesiadywać w spa i pławić w luksusie. Mam wrażenie, że jest odzwierciedleniem autorki, co jest już widoczne w jej inicjałach, a pogłębia się w radykalnej zmianie wyglądu - z ciemnych długich włosów na blond boba. Choć nie znam Blanki Lipińskiej i nie zamierzam jej oceniać jako osoby, przeczuwam, że z bohaterką jej książki łączy ja o wiele więcej. Massimo jest natomiast pełen sprzeczności. Wybuchowy i niebezpieczny, jednocześnie potrafi być bardzo opiekuńczy w stosunku do Laury, którą uprowadził, co samo w sobie jest zaprzeczeniem. I podobno jest szefem mafii, ale czym tak naprawdę się zajmuje? Ciągle jest tylko "Massimo musi pracować", "Massimo ma obowiązki", ale jakie to są obowiązki? Poza strzeleniem do kilku osób i tym, że wszyscy się go boją, bo wiedzą kim jest, nie bardzo wiadomo, co robi, podczas tych wszystkich wyjazdów. Ma kilka hoteli, restauracji i klubów, ale to nie czyni z niego mafiosa.
365 dni to niezwykle irytująca książka. I nudna. Poza kilkoma bardzo oszczędnie opisanymi scenami konfliktów (gdzie zawsze chodzi o Laurę) i jednym marnym pościgiem na pół strony nie dzieje się nic, co wciągnęło by mnie w fabułę. Powieść ta miała być najbardziej erotyczną polską książką, lecz poza nieustanną chcicą głównej bohaterki i tym, że Laura i Massimo pieprzyli się jak króliki, muszę przyznać, że E. L. James poradziła sobie z tym zdecydowanie lepiej. Sceny seksu był opisane szczegółowo, ale w sposób, który zdecydowanie odrzuca, a nie fascynuje. Massimo, który mówi mówi, że ją kocha i będzie się o nią troszczył, jednocześnie jest brutalny i gwałtowny. Najbardziej, jednak zirytował mnie wątek miłości. Włoch, który wyjaśnia, że porwał Laurę, ponieważ ją kocha przeczy idei romantycznego uczucia. Lecz bardziej naciągane jest to, że bohaterka odwzajemnia miłość swojego oprawcy i nie wyobraża sobie życia bez niego, ledwie po trzech miesiącach. Gdzie te tytułowe 365 dni, skoro po niespełna kwartale już szykują się do ślubu? Zastanawiam się czy kobiecie takiej jak Laura, rzeczywiście zależało na ustatkowaniu się, a może po prostu nie chciała rezygnować z luksusu i sypiania głową mafii.
Książka ta, jak się spodziewałam, nie należy do najambitniejszej literatury. Po sposobie pisania, nie trudno zorientować się, że to nie tylko pierwsza powieść Blanki Lipińskiej, ale też nie ma ona wykształcenia literackiego. Ale obecnie, niestety, każdy może pisać książki. Niektórzy nie rozumieją, że nie wystarczy pomysł, ważne jest to, w jaki sposób go przedstawimy. Każdy wątek poza seksualnym wydaje się naciągany. Autorka poświęciła bardzo dużo uwagi opisom każdego ubrania, które założyła bohaterka i każdy w jej otoczeniu. Podobnie było z pomieszczeniami i samochodami. Wszystko było najnowsze, najmodniejsze, najbardziej ekskluzywne. Nie znam się na motoryzacji, ale w każdym pojawiającym się aucie, (a było ich sporo) zamiast stacyjki są guziki. Język, jakim napisana jest książka, jest językiem potocznym. Autorka chciała wpleść kilka mądrych słów, które często się powtarzają. Szczególnie nadużywane jest słowo niebotycznie. Wszystko było niebotycznie wielkie, wysokie itd. Jednak najbardziej odstręczały mnie wulgaryzmy. Nadużywanie przekleństw w polskim kinie skutecznie mnie zniechęca, więc jeśli wulgarny język przenosi się również do literatury odstrasza mnie podwójnie. Podejrzewam, że część występujących w historii postaci, Blanka Lipińska opisała na podstawie znanych sobie osób, przez to ich zachowania wydają się dosyć autentyczne.
365 dni to bardzo słaba powieść. Przeczytanie jej było dla mnie stratą czasu. Dlatego, tym bardziej nie rozumiem jej fenomenu. Widocznie wystarczy napisać książkę pełną seksu, żeby stała się bestsellerem. Jeśli przelanie na papier erotycznych fantazji, było dla Blanki Lipińskiej sposobem na dobycie sławy, niewątpliwie jej się to udało. Wiele literackich arcydzieł musi dekadami stać na półce nim doczeka się ekranizacji, 365 dni weszło na ekrany ledwie dwa lata od momentu pojawienia się na rynku księgarskim. Nie wiem, jaki jest film, ale książka jest zdecydowanie przereklamowana. Zakończenie zostało urwane w takim momencie, że czytelnik zastanawia się, jak rozwiąże się ta scena, jednak nie jestem jej, aż tak ciekawa, żeby męczyć się nad kolejnymi tomami. Gratuluję Blance Lipińskiej, udało jej się osiągnąć sukces i zrobić wokół siebie niemały szum, jednak nie polecam lektury jej powieści.